Nie od dziś wiadomo, a zresztą pisałem chyba o tym gdzieś na tym blogu, że jestem uzależniony od fasolki szparagowej. To jedno z przyjemniejszych uzależnień :)
Smakuje mi taka najprostsza, podana po prostu z zasmażaną na maśle tartą bułką i najczęściej to właśnie ją przygotowuję. Niemniej jednak eksperymentować również nie przestaję. Przepis na tą, którą opisuję poniżej Agnieszka trafiła w jakiejś telewizji. Szczerze mówiąc nikt już nie pamięta jakiej, a szkoda, bo można by oddać honory autorowi. Jest za co. Połączenie z migdałami i sosem czosnkowo-musztardowym wypada wyjątkowo korzystnie, choć jak często, na pierwszy rzut oka wcale zachęcająco nie wygląda.
Potrzebne będzie:
- pół kilograma zielonej fasolki szpragowej
- główka czosnku
- kopiasta łyżka musztardy dijon
- łyżka miodu
- łyżeczka octu z czerwonego wina
- sól, pieprz i trzy łyżki oliwy z oliwek
Najbezpieczniej zacząć od upieczenia czosnku. Samo pieczenie trwa dłuższą chwilę, a potem trzeba jeszcze czosnek ostudzić... To oczywiście nie dotyczy tych z Was, którzy zdecydowali się zrobić czosnkową pastę, można jej bowiem użyć i uniknąć w ten sposób pieczenia czosnku od nowa.... Jeśli pasty nie zrobiliście, trzeba główkę czosnku zawinąć w folię aluminiową (UWAGA!: Tam jest amelinium! Nie da się tego pomalować...:)). Tak przygotowany czosnek, pakujemy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni Celsjusza na jakieś dwadzieścia minut. Po tym czasie wyjmujemy i studzimy...
Jednocześnie musimy odpowiednio przygotować płatki migdałów. Wysypujemy je po prostu na suchą patelnię i przez kilka minut prażymy. Chodzi o to, żeby zyskały trochę koloru i aromatu, ale broń bosze się nie przypaliły. Musicie więc śledzić proces na bieżąco, często na patelni mieszając.
Pod koniec pieczenia czosnku, warto włączyć palnik pod garnkiem z wodą na fasolkę... Najlepiej gotować ją w wodzie rozgrzewanej od temperatury pokojowej.... Czyli do zimnej wody pakujemy fasolkę, solimy (solidnie), wrzucamy fasolkę i odpalamy gaz pod spodem. Od momentu zagotowania wody, cały proces nie powinien trwać dłużej niż 7-9 minut... Kiedy jest stosownie miękka, ale nie rozgotowana, odcedzamy ją na durszlaku i odkładamy do momentu przygotowania reszty składników.
W tym czasie czosnek powinien się już dawno upiec i ostygnąć. Wyłuskujemy go więc z foli amelinowej, odcinamy w poprzek główki w 1/3 długości i wyciskamy do miski. Upieczone ząbki czosnku dają się wycisnąć z łupin łatwiej niż się spodziewacie i są miękkie na tyle, że można je rozetrzeć łyżką... Rozetrzyjcie je, a gdyby nie chciały współpracować, użyjcie moździerza albo blendera. Do czosnku dodajemy musztardę, miód i ocet winny. Mieszamy wszystko intensywnie, dodając stopniowo oliwę, tak żeby powstał gładki sos. Jeśli tego potrzebuje, należy go odrobinkę dosolić i dopieprzyć (sic!)... pamiętajcie jednak, że fasolka - sama w sobie - również jest słona, więc przesadzać nie ma sensu...
Podajemy fasolkę, skropioną sosem i posypaną płatkami migdałów... Łeb urywa...
Przy garach: Tomasz
Pstrykała: Aga
Tekst: Tomasz
Fasolka jest dobra na wszystko! :-)Przedstawiłeś ją w bardzo ciekawej wersji - przy najbliższej okazji, pomysł z rozkoszą spapuguję:-).
OdpowiedzUsuńciekawe połączenia smaków:) chętnie bym spróbowała:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam!!! Pięknie zaprezentowana aż ma się ochotę jeść prosto z miski:-)
OdpowiedzUsuńzrobiłam, mega! zastosowałam jako dodatek do mięsa z grilla. rzeczywiście urywa :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj robię tą fasolkę, właśnie piecze się czosnek:-)
OdpowiedzUsuńI jak? Warta uwagi?
Usuńten przepis pochodzi z książki Gordona Ramsaya „Ultimate Cookery Course”. Dlatego taki dobry :)
OdpowiedzUsuń