wtorek, 17 czerwca 2014

Chyba pora zamykać tego bloga...





...zjadłem w ostatnią środę z jednej michy, jedną łyżką, deser z Grześkiem Łapanowskim... Tyle wygrać... toż to prawie jak "zobaczyć Neapol" :)





   Cała sytuacja miała miejsce z okazji warsztatów przy grillu, które zorganizowały marki Tabasco i Kikkoman. Nie przepadam za opisywaniem tego typu wydarzeń, bo zawsze mam wrażenie, że robię to pod wpływem reguły wzajemności, ale tym razem na pewno tak nie jest. To były najciekawsze warsztaty kulinarne w jakich uczestniczyłem więc z przyjemnością podzielę się z Wami kilkoma słowami opisu i kilkoma fotografiami. Z czasem na blogu pojawi się też na pewno parę przepisów na dania tam przygotowane, bo pod tym względem również było oczywiście interesująco. Jedliśmy przede wszystkim mięso, jak to na grillu, ale ryby również nie zabrakło, a deser, o którym piszę w pierwszym zdaniu z grillem nie miał zupełnie nic wspólnego :)
   Skoro temat grilla został wywołany, to warto dwa słowa napisać o samym urządzeniu (zresztą widać je na jednym zdjęciu), bo po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się takiego używać i byłem zachwycony. To było sporej wielkości ceramiczne jajo ze szczelną pokrywą, pozwalające na bardzo precyzyjną regulację temperatury, przy pomocy otworu przy popielniku i szybra. Rozwiązanie idealne i piecze się na tym świetnie, szkoda, że poza zasięgiem cenowym :( W każdym razie, gdybyście nie mieli pomysłu na zagospodarowanie paru tysięcy złotych, to grill ceramiczny z czystym sumieniem polecam...
   Same warsztaty i gotowanie, jak zwykle zresztą u Grześka, zorganizowane bardzo sprawnie i ciekawie opowiedziane. Lokowanie produktu niezbyt nachalne i uzasadnione smakowo, na tyle, że nie trzeba było specjalnej ekwilibrystyki, żeby uwierzyć, że dodanie do dania akurat sosu Tabasco ma sens. Pogotowaliśmy i pojedliśmy to co zrobiliśmy, przez jakieś trzy godzinki, a na koniec była wisienka na torcie. Ponieważ byliśmy nad Zalewem Zegrzyńskim, to organizatorzy wymyślili, że trzeba wsiąść na łódki. To świetny pomysł i warto pogratulować temu, który wymyślił, żeby połączyć warsztaty kulinarne z regatami. Do tej pory, wszystkie warsztaty, w których uczestniczyłem, przebiegały według z grubsza stałego planu. Przyjeżdżamy, krótkie wprowadzenie szefa kuchni, gotujemy, zjadamy co ugotowaliśmy i tyle. Tutaj było jeszcze coś i w dużej mierze to właśnie ta ostatnia atrakcja sprawi, że te akurat warsztaty zapamiętam na pewno. Nie wspominając już o tym, że po raz pierwszy w życiu miałem okazję popływać motorowym jachtem, który na wodzie rozpędza się do 100 km/h. :)
   Dzięki jeszcze raz za bardzo miły dzień...

Tekst: Tomasz
Pstrykała: Aga i Tomasz


















5 komentarzy:

  1. z Grześkiem gotuje się i konsumuje rewelacyjnie! jego entuzjazm jest mocno zaraźliwy i ma się ochotę na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale dlaczego zamykac??!!

    OdpowiedzUsuń
  3. a jak się ma treść grilowego wywodu do jego tytułu ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałuję, że nie mogłam się pojawić :/ Tego dnia miałam ważną sprawę do załatwienia. Do dziś nie mogę sobie darować :)

    OdpowiedzUsuń