piątek, 13 lipca 2012

Nalewka wiśniowa


   Już kilka dni temu pisaliśmy na Twarzoksiążce o tej nalewce, więc ewidentnie jesteśmy Wam winni przepis na nią. 
   Mam dosyć specyficzne podejście do nalewek, nie robię ich w ściśle określonych proporcjach tak jak trzeba to robić na przykład przy przepisach cukierniczych. Zdaję się raczej na swoje doświadczenie i intuicję. A w kluczowym momencie próbuję i jeśli jest za słaba - dolewam spirytusu, za mocna - wody, mało słodka - cukru itd. Polecam ten sposób zwłaszcza z powodu konieczności próbowania :)


Potrzebne będzie:

  • wiśnie
  • alkohol o mocy około 60-65%
  • cukier
  • woda
  • dużo czasu
   Zacząć trzeba od przygotowania alkoholu. Ciężko kupić wódkę o takiej mocy więc najczęściej trzeba po prostu odpowiednio rozcieńczyć spirytus. Jeśli macie spirytus o mocy 96%, to na litr tego spirytusu musicie wziąć 640 ml. wody. Wymieszane w tych proporcjach składniki dadzą w efekcie mieszaninę o mocy 60%. Przy innych ilościach trzeba to po prostu proporcjonalnie przeliczyć. Warto też pamiętać o czymś takim co mądrze nazywa się kontrakcja (oznacza tyle, że jeśli wymieszacie litr wody z litrem spirytusu, to wcale nie dostaniecie dwóch litrów słabszego alkoholu; wszystko na co możecie liczyć to jakieś 1,7-1,8 litra). 
   Wiśnie trzeba niestety wydrylować. Ja robiłem to dwa dni temu i dzisiaj już nie śniła mi się drylownica, więc skutki nie są zbyt długotrwałe. Nie musicie specjalnie przejmować się usunięciem wszystkich dokładnie pestek. Warto zostawić około 10%, bo dają delikatny migdałowy smak. Pilnujcie jednak, żeby nie było ich więcej, bo nalewka wyjdzie Wam rzygliwa (sic!), a to nic przyjemnego. 
   Wydrylowane wiśnie wsypujemy do gąsiorka, tak żeby zajmowały mniej więcej 3/4 jego objętości, a następnie zalewamy do pełna alkoholem. Sami musicie dobrać odpowiedni gąsior i właściwą do niego ilość alkoholu, bo każdy dysponuje czym innym i gotowej metody na to nie ma. 
   Począwszy od teraz macie dwa-trzy miesiące wolnego. Postawcie ten gąsior, najlepiej na słonecznym parapecie i ćwiczcie silną wolę. Po tym czasie nastaw zlewamy znad owoców. Nie trzeba ściśle pilnować daty, jeśli nie będziecie mieli chęci w środę, można to zrobić w sobotę. Albo w następną środę. Ale za bardzo przesadzić też nie wolno. Trzy miesiące to górna granica.  To co zlejemy, zostawiamy na razie w spokoju. Na owoce zaś sypiemy cukier. Ja zwykle robię to na oko, ale jeśli miałbym podać chociaż orientacyjne proporcje to pewnie wyszłoby około 300-400 gramów cukru na kilogram owoców. Owoce zasypane cukrem znowu zostawiamy w spokoju na miesiąc. W tym czasie puszczą sporo soku, a o to właśnie nam chodzi. Kiedy wspomniany miesiąc minie, znowu zlewamy ciecz znad owoców, a same owoce wyciskamy w płachcie gazy lub w tetrowej pieluszce. Jeśli na zrobienie tej nalewki, poważy się jakaś pani, to ten etap warto zlecić facetowi. Wyciśnięcie wiśni wymaga sporo siły i - wierzcie mi - nawet Wasz facet, będzie przy tej okazji używał słów powszechnie uważanych za wulgarne. 
   Kiedy mamy już cały słodki nastaw, przypominamy sobie o frakcji alkoholowej, którą zlaliśmy miesiąc temu i łączymy obie ciecze. Teraz przyszedł czas na pierwszą degustację - jeśli oczywiście mieliście odpowiednio dużo silnej woli przez ostatnie trzy miesiące. Musicie zdecydować, czy nie warto na przykład dolać trochę spirytusu (jeśli za mało mocy), cukru (jeśli za mało słodka) czy wody. Każdemu smakuje trochę inna. 

   Kiedy smak będzie już satysfakcjonujący trzeba jeszcze całość przesączyć. Najlepiej nadaje się do tego profesjonalna, laboratoryjna bibuła filtracyjna. Jeśli jednak nie macie do takiej dostępu, to spokojnie można ją zastąpić zwykłym filtrem do kawy (takim z ekspresu przelewowego). Połóżcie po prostu filtr na lejku, lejek wstawcie do butelki i stopniowo dolewajcie na niego nalewki (lejek warto przykryć spodeczkiem, żeby procenty nie uciekały). Procedura filtracji trwa sporo czasu, ale bez specjalistycznego sprzętu, w warunkach domowych, przyspieszyć się jej niestety nie da. 
   Gotową, klarowną nalewkę rozlewamy do butelek (najlepiej białych, bo jej wiśniowy kolor warto pokazywać) i odstawiamy na kolejny miesiąc. Im dłużej stoi, tym będzie smaczniejsza.

Przy garach: Tomasz
Pstrykała: Aga







16 komentarzy:

  1. Od kliku lat robię rożne nalewki m.in. z wiśni i nigdy ich nie drylowałam a nalewka wychodzi wyśmienita!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, w ten sposób też się da. Natomiast wymaga to niestety więcej samodyscypliny, której mi zdecydowanie brakuje. Jeśli zostawisz alkohol na wiśniach z pestkami zbyt długo to wyjdzie Ci coś co wypić się niestety nie da. A nalewkę na wydrylowanych wiśniach, możesz w zasadzie zlać kiedy masz ochotę i nic jej się nie stanie jeśli postoi dwa tygodnie dłużej tylko dlatego, że ci się nie chce...

      Usuń
  2. domowe nalewki i ja robię, ale w mniejszych ilościach, pojedyncze buteleczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałem, że ilość wcześniej czy później okaże się kontrowersyjna. No ale przecież nie mogłem owoców do kosza, a alko do zlewu wylać. Traf chciał akurat, że były pod ręką w odpowiednim czasie... to i się zrobiło...

      Usuń
  3. Ja robię tak:
    Naczynia: 4,25 - 5 litrów w zależności co jest wolne.
    Alkohol: 1 l spirytusu 96% + 1,2 l wódki 40%. (Wyśmienity jest 60% winiaczek.)
    Cukier: 2 kg (lubię na słodko).
    Owoce: owoców dosypuje po korek. Na 100% każdego roku robię naleweczki z: malin, derenia i wiśni.
    Alkohol na owocach też minimum 2 miesiące.
    Cukier na owocach do momentu całkowitego rozpuszczenia. Następnie wstępne filtrowanie i łączenie, mała degustacja. Całość zostaje w naczyniu. Na boże narodzenie zlewam po buteleczce z każdego smaku. Reszta czeka do kolejnego sezonu, aż naczynia będą znowu potrzebne. Dopiero teraz ostateczna filtracja i rozlanie do butelek. Smak po roku w zamknięciu jest wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja dzis zlalam sok z wiśni i spirytusu nastawiony w/g przepisu w lipcu,owoce zasypalam cukrem,no i nie ukrywam,ze pierwsza probe juz mam za soba...ale jako cierpliwa osoba to poczekam..dziekuje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam! Mam pilne pytanie :) Gdybyśmy wiśnie włożyli do słoiczka, by w przyszłości zużyć np do ciast, to czy można je otwierać w dowolnym momencie, po czym zakręcać trzymać czas nieokreślony i znowu otwierać kiedy będziemy je potrzebowali. Chodzi mi o to, czy wiśnie raz otwierane się nie zepsują, czy ten alkohol jakoś je chroni ? Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczerze mówiąc nigdy nie trzymałem wiśni inaczej niż w zamrażalniku i ten sposób zdecydowanie polecam. Po prostu pakuję je do torebki, wkładam do zamrażalnika i wyjmuję tyle ile potrzebuję.

      Usuń
    2. ale takie z alkoholu ? Robiłam wiśniówkę i zostały mi wiście, które zasypałam cukrem i włożyłam do słoiczka..

      Usuń
    3. Tak, takie z alkoholu... one świetnie znoszą mrożenie...

      Usuń
  6. Ja od lipca otwieram co jakiś czas i sobie podjadam po kilka sztuk, wszystko jest OK

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja robię nalewki z różnych owoców. Moim absolutnym hitem jest nalewka z czarnej porzeczki. Wszystkie owoce, które wyciągam z nalewek, czyli porzeczki, wiśnie, maliny w spirytusie wrzucam w pojemniki i do zamrażarki. Używam zimą do ciast i deserów. Genialne, polecam

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzień dobry - właśnie zalałam rozcieńczonym spirytusem wisienki w dużym słoju. No i...czy mam ten słój zakręcić zakrętką (twist) czy też przykryć gazą/ścierką/talerzykiem? Wiśnie mam zamiar "uratować" w przyszłości do deserów, więc są wszystkie bez pestek, ale parę łyżek pestek obwiązałam gazą i dołożyłam do owoców - można wyjąć, kiedy się chce, bo jest sznureczek :) Dziękuję za odpowiedź w sprawie zamknięcia słoja, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwykle zamykam szczelnie, ale w zasadzie nie ma racjonalnego wytłumaczenia takiej postawy... jeśli alkohol jest stosownie mocny (a zakładam, że jest) to nawet przy delikatnym przysłonięciu gazą żadne bakterie tam nie wytrwają...

      Usuń
    2. Alkohol mocny jak w przepisie, oczywista. Doszłam jednak do wniosku, że słoje maja duże otwory i alkohol mi wyparuje ;) Tak więc na gazę poszły zakrętki. No to do października!

      Usuń