środa, 26 czerwca 2013

Warzywne lasagne ze szparagami i sałata z ciabaty z pomidorami





   Z okazji weekendu postanowiliśmy sprawdzić ile prawdy jest w twierdzeniu Jamiego Oliviera, że taki obiad da się przygotować w 30 minut. 






   Już na pierwszy rzut oka, teza wydawała się karkołomna, stąd też pomysł, żeby przetestować właśnie to danie. I faktycznie... te 30 minut są prawdopodobne tylko pod kilkoma warunkami. Po pierwsze Jamie używa obgotowanych, wstępnie gotowych płatów makaronu. Wygląda na niewielką różnicę, ale jeśli chcecie skutecznie obgotować lasagne, to trzeba to niestety robić porcjami. Wrzucenie do garnka na raz kilkunastu sztuk skutkuje wielkim zlepionym glutem makaronowym, którego nie sposób podzielić na pojedyncze arkusze. Łatwo wymyślić ile musi trwać gotowanie wszystkich skoro na porcję składają się 2-3 sztuki i ich gotowanie trwa ok. 5 minut. A jeszcze trzeba doprowadzić wodę do wrzenia. Osobna sprawa to bób. Jamie używa mrożonego, ale to przecież bez sensu w sezonie. Dużo lepiej po prostu ugotować świeży. Tylko, że potem trzeba go niestety pieczołowicie obrać. A to kolejne pół godziny, jeśli ma go być pół kilograma...
   W ten sposób z dania w pół godziny robi się raczej danie w dwie godziny, ale i tak warto. Zwykle nie jestem piewcą dań bezmięsnych, ale to broni się w stu procentach. Wychodzi sycące i pyszne i jest warte każdej minuty spędzonej przy kuchni. Nawet jeśli tych minut jest 120...


Potrzebne będzie:
Na lasagne:
  • pęczek szparagów
  • pęczek dymki
  • dwa ząbki czosnku
  • pięć płatków anchois
  • skórka otarta z cytryny
  • paczka mrożonego groszku (450 gramów)
  • 300 gramów ugotowanego aldente i obranego ze skórek bobu
  • garść posiekanej mięty
  • 300 ml. śmietany 18%
  • 300 ml. bulionu drobiowego
  • kilkanaście (w zależności od wielkości naczynia w którym będziecie wszystko zapiekać) obgotowanych aldente płatów makaronu lasagne)
  • dwa razy po 200 gramów serka cottage
  • około 100 gramów startego parmezanu
  • kilka gałązek świeżego tymianku

Na sałatę:

  • porwana w rękach na drobne kawałki duża ciabata
  • sól, pieprz i 5 łyżek oliwy z oliwek
  • nasiona kopru włoskiego
  • dwie łyżki octu winnego
  • kolejne 5 płatków anchois drobno, a właściwie na miazgę, posiekanych
  • kopiasta łyżka drobno posiekanych kaparów
  • pół ząbka wyciśniętego czosnku
  • około połowy kilograma pokrojonych w kostkę różnych pomidorów... im więcej różnych rodzajów uda Wam się kupić tym ciekawiej
  • garść liści bazylii i kilka kolejnych do dekoracji
  • garść tartego parmezanu
  • łyżka zagęszczonego sosu balsamicznego
   Zaczynamy od dwóch najdłuższych i najbardziej pracochłonnych etapów. W jednym garnku gotujemy wodę do obgotowywania makaronu, a do drugiego pakujemy bób, który również gotujemy aldente. Oczywiście do obydwu garnków dodajemy stosowną porcję soli, w zależności od upodobań.  Tak jak pisałem we wstępie, makaron trzeba niestety gotować w porcjach po góra trzy sztuki, a potem osuszać na lnianej ściereczce. Wraz z całą potrawą trafi potem jeszcze do piekarnika, więc spokojnie będzie miał czas żeby zmięknąć. 
   W trakcie tego procesu warto poświęcić chwilę na wstępne przygotowanie sałaty, bo to również zabiera sporo czasu. Porwaną w rękach ciabatę doprawiamy solą, pieprzem i ząbkiem czosnku, skrapiamy kilkoma łyżkami oliwy, posypujemy koprem i mieszamy rękami, dopóki oliwa i przyprawy nie pokryją dokładnie bułki. Na koniec dodajemy posiekane świeże oregano, jeszcze raz mieszamy i w dużym naczyniu wstawiamy do rozgrzanego do 200 stopni Celsjusza piekarnika na program grill. Zapiekamy dopóki bułka nie zrobi się lekko brązowa i chrupiąca z wierzchu. Gdy tak się stanie, wyjmujemy z pieca i studzimy.
   Kiedy bób się ugotuje (też powinien być aldente, bo inaczej zupełnie rozgotuje się podczas zapiekania), odcedzamy go i studzimy, a następnie pracowicie obieramy wszystkie ziarna z łupin.
   W czasie kiedy makaron i bób się gotują, możemy spokojnie przygotować resztę składników. Przede wszystkim trzeba pokroić szparagi. Odcinamy im kilkucentymetrowe główki, a resztę kroimy na kawałki długości około centymetra. Oczywiście darujemy zdrewniałym końcówkom, czyli jeśli nóż przestaje łatwo przez łodygę przechodzić, to znak, że nadaje się już tylko do wyrzucenia. Główki szparagów odkładamy na bok, a posiekane łodygi za chwilę wylądują na patelni. Wystarczy tylko rozgrzać na niej oliwę i już można wrzucać... chwilę przesmażamy i dodajemy, również w centymetrowe kawałki posiekaną, dymkę i dwa wyciśnięte ząbki czosnku.  Po chwili na ogniu, dokładamy plastry anchois i zalewamy wszystko mniej więcej połową oleju z puszki sardeli. Dla wszystkich z Was, którzy nie przepadają za ich intensywnym smakiem (piszę to, bo sam jestem kimś takim) śpieszę z uspokojeniem - zresztą za autorem przepisu. W końcowym efekcie nie znajdziecie bezpośrednio smaku anchois, jednak świetnie podkreślą warzywny charakter potrawy i dodadzą do niej pazur. 
   Po kolejnej chwili przesmażania dodajemy skórkę z cytryny, groszek, obrany bób i miętę. Znowu chwilka na patelni, w której czasie warto wszystko dokładnie wymieszać i zalewamy całość śmietaną i bulionem, i zagotowujemy. Na koniec dodajemy jeszcze jeden kubek serka cottage. Celowo piszę o chwilkach, a nie konkretnie o tym ile minut ma to trwać, bo musicie rzecz ocenić sami. Warzywa muszą zmięknąć ale nie ostatecznie. Cały czas trzeba mieć z tyłu głowy fakt, że przed podaniem, danie trafi jeszcze na kilkadziesiąt minut do piekarnika, więc jeśli za bardzo rozgotujecie warzywa na patelni, to... sami wiecie. Na koniec doprawiamy nadzienie solą i pieprzem i powoli jesteśmy gotowi do łączenia wszystkiego w całość. 
   Dno dużego naczynia żaroodpornego smarujemy oliwą i wykładamy warstwą podgotowanego makaronu. Na makaronie rozkładamy warstwę startego parmezanu, a potem warstwę warzywnego farszu. Znowu płaty makaronu, ser i farsz. A zupełnie na wierzch kolejną warstwę makaronu, którą przykrywamy pozostałym serkiem cottage i posypujemy parmezanem. Na tym rozrzucamy główki szparagów, które wcześniej solimy, skrapiamy oliwą i posypujemy kilkoma gałązkami tymianku. Pieczemy przez kilkanaście minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsjusza. 
   Kiedy lasagna się zapieka skończymy sałatę. Ciabata już pewnie wystygła, więc w osobnej misie przygotowujemy pomidory. Kroimy je z grubsza, nie starając się specjalnie trzymać jednego wymiaru. Skrapiamy oliwą (4-5 łyżek) i dodajemy ocet z czerwonego wina. Mieszamy i dodajemy pokrojone i zgniecione nożem na pulpę, anchois. Następnie delikatnie posiekane kapary i wszystko znowu dokładnie mieszamy. Kolejny ruch to dodanie połowy zgniecionego ząbka czosnku. Znowu mieszamy i łączymy pomidory z bułką. Delikatnie przygniatamy dłońmi. Na koniec dodajemy garść liści bazylii, garść tartego parmezanu i łyżkę zagęszczonego sosu balsamicznego, mieszamy i dekorujemy bazylią i koktajlowymi pomidorami.  
   I voila... gotowe... i to wszystko w pół godziny.... Miłej soboty życzę :)

Przy garach: Tomasz
Pstrykała: Aga
Tekst: Tomasz





5 komentarzy:

  1. Ilekroć sięgnępo któryś z przepisów Jamiego na kolację w 30minut, wychodzę z kuchni po 2 godzinach miło czytać, że inni miewają podobnie. Ale zgadzam się - zawsze warto! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie wszystko wygląda, nic tylko siadac i jesc:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wszystko zjedzone :) ale pewnie powtórzymy niedługo...

      Usuń
  3. Zrobiłam sama i cała rodzina była zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń