Słodko zapowiadało się od wczoraj i w końcu się udało. Po raz drugi, przywitaliśmy się dzisiaj z tymi muffinami, bo przepis, wypróbowany przy okazji robienia zdjęć, które widzicie poniżej; zdecydowanie prosił się o powtórkę.
To najlepiej powinno świadczyć o smaku i atrakcyjności tych muffinów... Prowadząc bloga kulinarnego trzeba liczyć się z tym, że powtarza się tylko te przepisy, które naprawdę rzucają na kolana. Wynika to z prostej zależności: jeśli gotujesz coś, co już gotowałeś wcześniej, nie masz nic do opublikowania na blogu :) Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre jest to, że co chwilę, codziennie próbujesz czegoś nowego. Kiepski, fakt, że coś co ci smakowało tylko trochę mniej niż bardzo-bardzo, ma naprawdę niewielkie szanse, żeby jeszcze kiedykolwiek zagościć na twoim talerzu.
Pomysł na te muffiny podsunęła nam autorka tego bloga. Trochę zwiększyliśmy ilość mascarpone. Lubimy żeby było dużo :)
Potrzebne będzie:
- 180 gramów pszennej mąki
- 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
- pół łyżeczki soli
- ćwierć szklanki mleka
- laska wanilii
- 60 gramów masła
- 3 jaja
- 3 żółtka
- szklanka cukru
- 1,5 łyżki kawy rozpuszczalnej
- 30 ml. likieru amaretto
- 3 łyżki cukru pudru
- 350 gramów serka mascarpone
Na początek przesiewamy suche składniki (mąkę, sól i proszek do pieczenia) do dużej misy. Piekarnik grzejemy do 170 stopni Celsjusza.
Laskę wanilii musimy przekroić wzdłuż i tępą stroną noża wydążyć ze środka nasiona. Tak przygotowane, wrzucamy do ciepłego mleka i mieszamy, mieszamy, mieszamy. Warto chwilkę poczekać, tak żeby jak najwięcej waniliowego smaku przeniknęło do mleka... kiedy tak się stanie - albo, kiedy myślicie, że tak się stało - wyjmujemy z mleka laskę i w jej miejsce pakujemy masło. Mieszamy całość dopóki masło się nie rozpuści, a składniki nie połączą. Jeśli jest taka potrzeba, można mleko lekko podgrzać.
W osobnej misce miksujemy jajka, żółtka i cukier. Warto robić to na łaźni wodnej, bo docelowo chodzi nam o to, żeby cukier się rozpuścił. Powinna powstać puchata, delikatnie żółta masa, a miksowanie zajmie jakieś 15 minut.
Jeśli masa jajeczno-cukrowa wygląda tak, że chciałoby się ją palcami wyjadać, pora zacząć dodawać do niej składniki suche. Ostrożnie wsypujemy przesianą wcześniej mąkę z solą i proszkiem, oczywiście cały czas miksują. Na koniec, również bez pośpiechu, dodajemy roztopione z dodatkami masło i całość mieszamy.
Gdy składniki się połączą, możemy zacząć wylewać ciasto do papilotek ułożonych w formie do muffinów. Napełniajcie je góra do trzech czwartych wysokości, bo podczas pieczenia jeszcze urosną.
Pieczemy je mniej więcej dwadzieścia minut, a po tym czasie wystawiamy do ostygnięcia.
Kiedy muffiny się pieką przygotowujemy kawę. Trzeba ją po prostu zalać 1/3 szklanki gorącej wody, osłodzić łyżeczką cukru pudru i dolać amaretto. Tak przygotowaną, wylewamy po łyżce na ostudzone muffiny, a potem odstawiamy je do lodówki na pół godzinki.
Zanim się schłodzą, mamy czas na przygotowanie kremu. Mieszamy po prostu mascarpone z cukrem pudrem, a potem używając rękawa cukierniczego, wyciskamy na muffinki. Można robić różne ciekawostki, zależy od weny i kreatywności... Na koniec wszystko posypujemy kakao (warto użyć sitka) i już można szpanować.
Przy garach: Aga
Pstrykała: Aga
Wyglądają pięknie :)
OdpowiedzUsuńBOSKIE :D
OdpowiedzUsuńPrzepyszne musiały być;)
OdpowiedzUsuńpieknie wyglądają na zdjęciu, musiały być bardzo smaczne:)
OdpowiedzUsuńbyły... smakowały wszystkim, którzy mieli szczęście ich spróbować...
Usuńmniam
OdpowiedzUsuńRewelacyjne zdjęcia, w klimacie !
OdpowiedzUsuńFaktycznie, takie muffiny to niezły szpan :)
OdpowiedzUsuńUwiodły mnie. Wrzucam do ulubionych :)
OdpowiedzUsuńveni, vidi, feci. zostały skomentowane jako "najlepsze muffiny, jakie w życiu jadłam". Przepis super dokładny, co jest miodem na moje serce i rozum, które wykazują się wyjątkowym umiłowaniem precyzji w kuchni. tylko mascarpone zużyłam 500 g zamiast 350. wygląda na to, że też lubię żeby było dużo ;)
OdpowiedzUsuńcieszymy się :) zapraszamy po więcej
Usuń
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia.
Serdeczności :-)