poniedziałek, 19 listopada 2012

Good Food Fest



   Całą ubiegłą sobotę spędziliśmy w Warszawie na Good Food Fest. Pomyślałem, że warto napisać w kilku słowach o wrażeniach i spostrzeżeniach, jakie stamtąd przywieźliśmy. Tylko takiemu przekazaniu opinii ma służyć ten tekst, bo wydarzenie mamy już za sobą, więc nie można powiedzieć, że chciałbym Was zachęcić do wzięcia udziału. Chyba, że mówimy o kolejnych edycjach, w następnych latach.


   Ogólne wrażenie po Festiwalu było pozytywne. Spędziliśmy naprawdę owocne siedem godzin. Znalazł się czas zarówno na warsztaty, jak i na zakupy, czy obserwację prezentacji. Udało nam się też poznać kilka osób, które do tej pory znaliśmy tylko z sieci. Konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością na ogół wypadła na plus :). Opiszę potem w skrócie poszczególne obszary festiwalu, więc na razie tylko tak właśnie - hasłowo.
   Dodatkowym atutem wydarzenia, była niewątpliwie lokalizacja. Wszyscy niepalący spędzili zapewne cały czas wewnątrz Fortu Sokolnickiego. Ja jako palący, miałem okazję obejrzeć go również z zewnątrz (i niech mi jeszcze kiedyś ktoś powie, że palenie się nie opłaca). Ładnie odrestaurowany i położony w pięknym parku, wygląda naprawdę interesująco. Nie wiedziałem, że coś takiego tam jest, więc już samo to można by uznać, za wystarczające uzasadnienie sobotniej eskapady.
  Teraz obiecane kilka słów na temat poszczególnych stref, na które obszar Festiwalu był podzielony. Z góry zastrzegam, że nie byliśmy wszędzie i nie o wszystkim napiszę, zostaje więc całkiem spory kawałek tortu, który będziecie musieli odkryć sami w przyszłym roku.
      Z oczywistych względów najwięcej naszej ciekawości wzbudzała Strefa blogera. Poszliśmy tam od razu po przyjeździe, niestety tylko po to żeby zobaczyć ciemną, pustą salę. Nazwa zdecydowanie przerosła rzeczywistość, bo nic się tam nie działo od 11 do 16. Wychodzi na to, że jedynym pomysłem organizatorów na program Strefy Blogera, były warsztaty fotografii kulinarnej, które poprowadziła Natalia Nowak-Bratek (z bloga Krew i mleko). Ktoś piszący program wymyślił co prawda, że do wydarzeń w tej strefie wpisze też warsztaty kulinarne z Zofią Czerniakowską-Wencel, ale zbyt grubymi nićmi to uszył. Niczym nie różniły się one od pozostałych realizowanych w Strefie warsztatów i ewidentnie widać, że zostały wpisane do programu Strefy blogera, po to, żeby warsztaty Natalii nie były w niej jedyną pozycją. Zupełnie niepotrzebny moim zdaniem zabieg, bo to co mówiła na warsztatach Natalia, spokojnie obroniłoby się jako jedyna pozycja. Wystarczyło tylko lepiej ten fakt wypromować i na pewno wzbudziłby większe zainteresowanie wśród publiczności. Według mnie, cała koncepcja, podłączenia pod festiwal blogosfery została wymyślona w ostatniej chwili i nie do końca przemyślana.




   Dużo ciekawsza była Strefa warsztatów. Nie jesteśmy bywalcami tego typu imprez (a przynajmniej do soboty nie byliśmy) więc może jakiemuś staremu wyjadaczowi, to co napiszę wyda się oczywiste, dla nas możliwość wspólnego gotowania z osobami, które w kulinarnej branży uchodzą za swego rodzaju autorytety, była bardzo frapująca. Z oczywistych względów, wynikających z formalnych ograniczeń, nie można było oczywiście przygotować nic specjalnie wyszukanego, czy pracochłonnego, ale i tak było ciekawie. Na warsztatach z Tomkiem Woźniakiem, robiliśmy sajgonki w kilku różnych wersjach, a na wcześniej wspomnianych warsztatach z Zofią Czerniakowską-Wencel sałatkę z rukoli, buraków i koziego sera, przystawkę z ziemniaków, buraków, śledzia i sosu tatarskiego, a do tego pieczone korzenie pietruszki, które wzbudziły ogólny zachwyt. Była jeszcze zupa, która zachwytu - przynajmniej mojego - nie wzbudziła, więc litościwie o niej pomilczę...


















   

   Na głównym dziedzińcu Fortu, niestety w tym samym czasie co warsztaty, odbywały się prezentacje różnych, związanych z branżą kulinarną osób. Najczęściej byli to ludzie znani z anteny kanału Kuchnia+, no bo niby skąd indziej...? Gotowali m.in. Jola Słoma i Mirek Trymbulak, Tomek Woźniak czy Tomasz Jakubiak. Tutaj formuła była oczywiście inna, bo udział publiczności musiał być - siłą rzeczy - ograniczony. Było ciekawie, chociaż szkoda trochę, że słabo było widać, co się dzieje na kuchni. Bohaterowie stali na niewielkiej, podwyższonej scenie, za blatem kuchennym. Czyli z poziomu ziemi, powierzchni tego blatu nie było widać w ogóle. Wiele zmieniłoby już zastosowanie przezroczystych, szklanych naczyń, a w wersji na bogato można by powiesić nad blatem kamerę, a z prowadzącymi sprzężony z nią monitor. Niby szczegół, ale irytował podczas oglądania.

   Osobny temat, to oczywiście strefa, w której swoje komercyjne stoiska mieli producenci tytułowej dobrej żywności. Było gdzie zostawić pieniądze i oczywiście nie udało nam się tego uniknąć, więc wróciliśmy do domu zdecydowanie biedniejsi. Było sporo niewielkich producentów nabiału czy wędlin, różne oliwy i pieczywa. Ale też nalewki i miody. Do wyboru do koloru.



   
    Podsumowując: wydarzenie jak najbardziej godne polecenia, choć nie pozbawione - organizacyjnych głównie - potknięć. W mojej pamięci na długo pozostaną warsztaty kulinarne, zorganizowane jednocześnie z warsztatami gry na garnkach dla dzieci. Łatwo się domyślić, że wszędzie panował jednolity hałas, skutecznie uniemożliwiający jakikolwiek przekaz werbalny. Wszystkie te niedociągnięcia złóżmy jednak na karb pierwszej edycji GFF i optymistycznie załóżmy, że w przyszłym roku wszystko będzie wyglądać dużo lepiej.

14 komentarzy:

  1. I ja też takim optymistycznym podsumowaniem pożegnałam Fort Sokolnickiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to wszystko się pieknie prezentuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na żywo też wyglądało fajnie, począwszy od GFF będziemy apostołami takich wydarzeń... :)

      Usuń
  3. Ale żałuję, że mnie tam nie było : ( Uwielbiam Trymbulaków: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tutaj akurat mam dosyć ambiwalentne uczucia, ale żałować faktycznie powinnaś :)

      Usuń
  4. Pięknie wyglądają te smakołyki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bo to smakołyki... nawet słowo wygląda pięknie :)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. tylko, cholera, miałem w łydkach zakwasy następnego dnia... :)

      Usuń
  6. Zazdraszczam bardzo osobnikom mieszkającym w Warszawie. Bardzo lubię mieszkać tu, gdzie mieszkam, ale niestety w sytuacji, gdy w Wawie odbywają się tego typu imprezy, na których powinnam być... żal dupe ściska... zgodnie z powiedzeniem :) Fajna, treściwa relacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w pewnym sensie masz rację... z drugiej strony, my pojechaliśmy na GFF 150 kilometrów w jedną stronę... pobudowali nam ostatnio autostrady, więc to raptem półtorej godzinki... da się...

      Usuń