Z okazji własnych imienin, Agnieszka postanowiła wyżyć się kuchennie. Powstał w efekcie tort kakaowo-chałwowy. Połączenie dosyć intrygujące i ciekawe, szkoda tylko, że roboty przy tym co niemiara. Zwłaszcza jeśli nie ma się gotowych posiekanych orzechów laskowych i trzeba to zrobić ręcznie. A potrzebna jest pełna szklanka :) Nie muszę chyba dodawać, kto musiał tych małych sukinsynów szatkować...
Oryginalny przepis pochodzi z tego bloga.
Osobno przygotujemy kakaowy biszkopt, a osobno masę chałwową.
Na biszkopt, robiony w tortownicy o średnicy 22 cm.
Potrzebne będzie:
- pięć jaj
- 3/4 szklanki drobnego cukru
- pół szklanki przesianej mąki pszennej
- ćwierć szklanki mąki ziemniaczanej
- ćwierć szklanki kakao
Białka, po oddzieleniu od żółtek, ubijamy na sztywną pianę. Gdy jest już gotowa, stopniowo wkręcamy do niej cukier, cały czas ubijając. Następnie po kolei dodajemy żółtka. Składniki suche przesiewamy i mieszamy w osobnej misie, a następnie delikatnie dodajemy do masy białek, cukru i żółtek.
Gotowe ciasto wylewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia (tylko dno wykładamy papierem, boki zostawiamy po prostu teflonowe), a następnie pieczemy w 170 stopniach Celsjusza przez około 40 minut (do suchego patyczka). Gorącym, gotowym ciastem ciskamy następnie o podłogę :) To nie żart, faktycznie, najlepiej zrobić właśnie w ten sposób - czyli upuścić tortownicę na ziemię z wysokości mniej więcej metra. Dzięki temu ciasto będzie bardziej spoiste i łatwiej odejdzie od formy i co najważniejsze nie opadnie. Po tym zabiegu studzimy biszkopt w uchylonym wyłączonym piekarniku. Kiedy ostygnie całkowicie dzielimy je na trzy osobne blaty (pewna ręka mile widziana).
Na masę chałwową
Potrzebne będzie:
- dwa jaja
- 125 gramów ciepłego masła
- 125 gramów ciepłej margaryny
- 2/3 szklanki drobnego cukru
- 35 dag chałwy
- dwie szczere łyżki dowolnego likieru kawowego (u nas to była Khalua)
Całe jajka wbijamy do miski, mieszamy z cukrem i ubijamy mikserem w kąpieli parowej (gdzieś już pisałem jak to zrobić, ale prościej będzie Wam wyguglować niż mi znaleźć tego posta). Masa w efekcie będzie jasna i puszysta; no i będzie jej mniej więcej dwa razy więcej. Po ubiciu odstawiamy do przestudzenia.
W osobnej misce ucieramy mikserem masło i margarynę na jasną masę, a potem dodajemy do nich porcjami ubite jajka, cały czas mieszając. Pod koniec lejemy likier, sypiemy chałwę i mieszamy.
Gotowy krem odkładamy na godzinkę do lodówki, dzięki czemu stężeje i łatwiej będzie przekładać nim tort.
Oprócz masy chałwowej, do przełożenia tortu użyjemy konfitury kakaowo-wiśniowej, o której pisałem w osobnym poście, a do nasączenia blatów biszkoptowych będziemy potrzebować mieszaniny 100 ml. likieru kawowego i 100 ml. mocnej herbaty.
No i oczywiście wspomniane wcześniej nieszczęsne siekane orzechy laskowe (pełna szklanka), którymi udekorujemy wierzch tortu, wymieszane ze 100 gramami pokruszonej chałwy.
Samo przygotowanie tortu, kiedy mamy gotowe wszystkie półprodukty, to już czysta przyjemność. Najniższy blat kładziemy na paterze i nasączamy mniej więcej 1/3 ponczu herbaciano-likierowego. Następnie wykładamy na niego równą warstwą, trochę mniej niż połowę masy chałwowej, wyrównujemy i przykrywamy drugim blatem. Ten też odpowiednio wzmacniamy ponczem i wykładamy na niego warstwę konfitury wiśniowo-kakaowej. Wyrównujemy, przykrywamy ostatnim blatem, nasączamy ponczem i całość (wierzch i boki) pokrywamy warstwą pozostałej masy chałwowej. Obsypujemy wierzch i boki mieszaniną orzechów i chałwy; chłodzimy.
Gotowe. Mamy pyszny tort, a i popołudnie minęło nie wiadomo kiedy :)
Przy garach: Aga
Pstrykała: Aga
Ale widać, że warto! Wygląda wspaniale! Kusi na całego!
OdpowiedzUsuńrobi wrażenie! no i jak z masą chałwową to na pewno boski :)
OdpowiedzUsuńp.s. śliczne zdjęcia
Wygląda wybornie;)
OdpowiedzUsuńIdealne połączenie, aż ślinka leci :)
OdpowiedzUsuńpychotka :)
OdpowiedzUsuńz chalwa to moje smaki:)
OdpowiedzUsuńZrobienie tortu to mega trudna sprawa, a Twój jest piękny. Podziwiam!
OdpowiedzUsuń