Wiem. Temat jest trudny i pewnie wielu z Was odsądzi mnie od czci i wiary (to akurat słusznie). W każdej rodzinie rosół przygotowuje się w jej tylko właściwy sposób. Nie mam ambicji zmieniania Waszych przyzwyczajeń kuchennych; umówmy się po prostu, że dzisiaj pokażemy jak rosół robi się w naszej rodzinie.
W tym tygodniu padło na czysty rosół wołowy. Nie zawsze robimy rosół z samej wołowiny, ale teraz zdecydowanie obowiązuje potrzeba wzmocnienia smaku wszystkiego, spowodowana jesienną bylejakością i nijakością. A nic tak nie podbija smaku zup i sosów, jak mocny, esencjonalny bulion do ich wyprodukowania użyty. A oprócz tego, dostajemy oczywiście rosół we własnej osobie, który dzieciaki zajadają z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy. No bo co może być smaczniejszego, od prostego rosołu, z długimi kluskami i talarkami marchewki?
Proporcje, o których będę pisał niżej, dotyczą garnka 10 litrowego. Wiem, że nie w każdej kuchni jest taki, ale u nas jest, więc w nim rosół powstaje. Im więcej, tym lepiej :)
Ten duży garnek przydaje się też do wcielenia w życie, kolejnego pomysłu na patent, chociaż osoby pokroju pani gessler (świadomie małą literą) stwierdzą pewnie, że popełniamy świętokradztwo. Oczywiście nie zjadamy, za jednym posiedzeniem, całych 10 litrów. Zdecydowaną większość po prostu mrozimy. Wierzcie mi, nie ma lepszego sposobu, na szybkie przygotowanie pysznej zupy (a jak wiadomo w tygodniu nie ma zwykle czasu, by zupę przygotowywać od zera, czyli od wrzucenia kości do wody). Jeśli macie w zamrażarce kostkę bulionu, wystarczy ją wyjąć i bez większego problemu przeistoczy się w dowolną zupę.
Dzisiaj z tego dziesięciolitrowego garnka powstał obiadowy rosół, który możecie obejrzeć na zdjęciach w miseczkach z Bottega Concept Store, a dodatkowo 6,5 litra bulionu rozlanego do plastikowych pojemników i zamrożonego.
Potrzebne będzie:
- pręgi wołowej około kilograma
- dwa szpondry wołowe
- wołowa łata
- włoszczyzna
Podczas przygotowywania rosołu ważny, według mnie, jest tylko jeden szczegół. Można pomyśleć, że wystarczy wszystkie składniki mięsno-warzywne, wrzucić do wody i trochę pogotować. Tymczasem wcale tak nie jest. Istotna jest zarówno kolejność dodawania poszczególnych elementów, jak i tempo w jakim się to dzieje. Ja zawsze zaczynam od mięsa, potem dodaję warzywa, a na końcu doprawiam.
Absolutnie najważniejszą sprawą, jest by mięso wrzucać na wrzącą wodę. Ja robię po prostu w ten sposób, że najpierw napełniam garnek wodą, gotuję ją i dopiero wtedy, gdy wrze zaczynam stopniowo dodawać mięso. Dodaję po kawałku, tak żeby każdy następny znowu lądował we wrzątku. W ten sposób w chwili kiedy mięso trafia do wody, wysoka temperatura powoduje zamknięcie jego porów. Dzięki temu rosół wychodzi klarowny i nie ma potrzeby czyszczenia powierzchni łyżką cedzakową.
Po mięsie, przychodzi czas na włoszczyznę. Jeśli nie mam ochoty kroić potem sałatki, wystarczy kilka marchewek, por, seler i dwie pietruszki. W miarę możliwości, staram się też dodawać do rosołu jak najwięcej liści - mam na myśli natkę pietruszki i liście selera. Dodaję też cebulę (w całości) i kilka ząbków czosnku (również nie posiekane).
Na koniec doprawiam całość solą i pieprzem. Dodaję liść laurowy i kilka ziaren ziela angielskiego. Warto też wsypać do zupy kilkanaście ziaren pieprzu w całości.
Przy garach: Tomasz
Pstrykała: Aga
Jak niedziele to musi być rosół. W moim domu rodzice gotowali bardzo wiele wersji rosołu, zależnie od tego, co akurat było dostępne. Ciężko byłoby sporządzić jakiś jeden konkretny przepis :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite dokładnie tak samo robimy z naszym rosołem, zresztą pisałam wczoraj na FB;) Garnek mamy też 10 litrowy po to żeby zamrozić to co zostanie. Robimy tak co weekend i mamy z głowy zupki przez cały tydzień. Szybko, ekonomicznie, ekologicznie, a zdanie pani gesler mnie nie interesuje w tym temacie.
OdpowiedzUsuńJedyne co robimy inaczej to wkładanie mięsa do wody. Wasz sposób faktycznie jest dobry na to by rosół nie wymagał odszumowania. Natomiast ten sposób wykorzystuję gdy chcę większość "dobra" zachować w mięsie. Gdy stawiam na rosół wtedy wstawiam mięso do zimnej wody i całe "dobro" z mięsa zostaje w rosole - jest wtedy bardziej aromatyczny.
ja nie dawałabym czosnku, wyjątkowo bo czosnek uwielbiam :) zmienia smak potrawy a rosół wołowy jest dobry w smaku że nie trzeba go tak "ulepszać"
OdpowiedzUsuńkwestia gustu...
Usuń